Praca Pielęgniarki w Niemczech, cz. II

Praca Pielęgniarki w Niemczech, cz. II

Pamiętacie naszą wczorajszą bohaterkę artykułu – Pielęgniarka w Niemczech.?

W cz. I przedstawiła nam swoją subiektywną ocenę odnośnie pracy Pielęgniarki w Niemczech, jej zakresu zadań i obowiązków.  

Dziś kontynuacja spostrzeżeń, a także mi. o relacji lekarz – pielęgniarka – pacjent, jak wygląda nocny dyżur, jakie są różnice w pracy pielęgniarki w Polsce i w Niemczech, oraz co świadczy o dobrej czy złej opiece pielęgniarskiej, i wiele wiele innych.

Przypominamy Wam sylwetkę zawodową rozmówcy.

Zapraszamy!

14. Lekarze nie są przełożonymi pielęgniarek. Tak, wiem! W Polsce też nie są, ale w praktyce często to wygląda inaczej. W Niemczech zespół lekarski i pielęgniarski pracuje obok siebie, niektóre obszary się zazębiają, ale nikt nikomu nie wchodzi w kompetencje. Pielęgniarki nie zajmują się „służeniem” lekarzowi (to podobno w Polsce pozostałość po II wojnie światowej, kiedy było zbyt mało lekarzy i pielęgniarki odciążały lekarzy z wielu czynności…). Podoba mi się bardzo, że lekarze wszelkie badania, czy inne czynności robią bez angażowania pielęgniarek w oddziale. Pielęgniarki nie asystują lekarzowi przy np. zakładaniu drenażu opłucnej, punkcji itd. Lekarze to robią we własnym gronie lub przy pomocy asystentów, czy studentów medycyny. Pielęgniarka nie przygotowuje lekarzowi zestaw do zabiegu i nie sprząta po nim po zabiegu. W Niemczech lekarz robi wszystko sam, nie istnieje „służenie”, czy sprzątanie za lekarzem. Lekarz jest dorosły i pielęgniarkę nie interesują jego obowiązki, pielęgniarki mają własną pracę. Lekarz nie pomaga przy myciu pacjenta i nie wylewa za pielęgniarkę miski z wodą, bo to jest jej obowiązek. W Niemczech nie wchodzimy sobie w kompetencje. Granice są dużo jaśniej określone i wyraźniej oddzielone. Oczywiście w sytuacjach ekstremalnych zdarzają się wyjątki, że jedna grupa drugiej pomaga, ale nie jest to codzienność jak w Polsce.

15. Nie ma możliwości siedzenia i picia kawy (słyszałam, że z powodu braku personelu w Polsce też z tym coraz trudniej). W Polsce zdarza się, że koleżanki mówią „zróbmy szybko robotę, a potem sobie siądziemy przy kawie”. W klinikach tego generalnie nie ma, cały czas jest praca, jest krzątanina, są chwile gdy można usiąść i się czegoś napić, ale to nigdy nie są długie „posiedzenia”. Jedynie pół godziny przerwy jest typowo przeznaczone na jedzenie i picie i przerwa ta jest respektowana.

16. Pracowałam w trzech klinikach uniwersyteckich, w dużych miastach i w żadnej nie ma możliwości spania na dyżurze nocnym. Cała noc wykorzystana jest na pracę. Wszelkie prace papierkowe, statystyki, zamówienia z apteki, rozkładanie leków doustnych i kroplówki robi się na nocnej zmianie. Jeśli jest trochę czasu to i tak się nie śpi. Nie ma kącika dla pielęgniarki z kanapą i telewizorem. Pielęgniarki przebywają po prostu w dyżurce i tylko przechodzą do kuchni, żeby coś zjeść.

17. W Niemczech tylko niewielki procent pielęgniarek pracuje dodatkowo. Są to pojedyncze przypadki i na pracę dodatkową musi się zgodzić pracodawca. Jest to związane z tym, że łatwiej się im żyje, niż pielęgniarkom w Polsce oraz tym, że nie dały by rady fizycznie, bo pracuje się bardziej efektywnie niż w Polsce. Natomiast bardzo dużo pielęgniarek redukuje etat, pracują  np. na 3/4 etatu, bo właśnie fizycznie jest im trudno wytrwać.

18. W Niemczech brakuje personelu, praca jest w każdym Landzie, w różnych ośrodkach i na każdym możliwym oddziale. Braki są ogromne. Jak na warunki niemieckie płace też nie są zbyt wysokie. W jednej z klinik, w wewnętrznym systemie internetowym, było przeszło 100 ofert pracy dla pielęgniarek i z każdym rokiem jest ich więcej. W Polsce kryzys kadr pielęgniarskich dopiero się zaczyna.

19. Rodziny w Polsce bardziej pomagają w pielęgnacji pacjenta. W Niemczech jest takich przypadków dużo mniej. Jest mniej samodzielności. Polscy pacjenci mniej korzystają z dzwonków, starają się mniej angażować pielęgniarki, przychodzą samodzielnie do dyżurki, co w Niemczech prawie się nie zdarza. Pacjenci dzwonią nawet po to, żeby przynieść im kawę, czy otworzyć okno.

20. Lekarze w Niemczech bardziej ulegają pacjentowi i jego rodzinie. W Polsce nie boją się podejmować niepopularnych decyzji, co wpływa też na pracę pielęgniarek. Są pewniejsi siebie, ale przez to z innej pozycji komunikują się z pacjentem.

21. W Niemczech od początku do końca pacjent wie, co się z nim dzieje, nic się nie ukrywa i nie ma takiej sytuacji, że rodzina powie „proszę nie mówić mamie, że ma raka, bo się załamie”. Tutaj pacjent ma pełną informację, ma prawo wiedzieć o każdej tabletce, którą mu się podało. To się też wiąże z informacją o błędzie, np. pomyłce w tabletkach, kroplówkach czy jakimś innym błędzie. Pacjenta jest informowany i wyjaśnia mu się co zaszło.

22. W Niemczech jest bardzo dobrze zorganizowana opieka poszpitalna pacjenta. Pacjenta nie odsyła się tak po prostu do domu, do rodziny, podczas, gdy ona sobie sama sobie z nim nie poradzi. Tu, każdy pacjent, który nie ma odpowiednio zorganizowanej opieki poszpitalnej (a jej potrzebuje), nie zostanie wysłany do domu. Jest świetnie zorganizowana opieka paliatywną w domu. Wszystkie problemy, które mogą pojawić się po powrocie pacjenta do domu muszą być rozwiązane jeszcze w szpitalu. W każdej klinice jest dział socjalny, który jest powiadamiany i przychodzi pracownik, który omawia z pacjentem i jego rodziną ich potrzeby. Do zadań działu należy opieka pielęgniarki środowiskowej, opieka zespołu paliatywnego, uzyskanie grupy inwalidzkiej, czy np. zorganizowanie hospicjum. To w Niemczech jest standard.

23. Odleżyny. Jest to jeden ze strategicznych punktów w opiece, obok bólu. Nie zdarza się, żeby u pacjenta po przybyciu do szpitala powstały odleżyny. Odleżyny, to oznaka złej pracy pielęgniarek. W jednej z klinik, gdy u pacjenta zaczęły się pojawiać odleżyny, to było ogromne zaniepokojenie personelu. Wszystko jest dokumentowane i jeśli się okaże, że pacjent do szpitala został przyjęty bez odleżyn, a wychodzi z oddziału z odleżynami, to pewne jest, że ktoś z przełożonych zwróci na to uwagę.  Są do tego specjalne formularze wypełniane w komputerze, w czasie przyjęcia pacjenta do szpitala i potem w czasie wypisywania go.

24. Lekarze, nie oszczędzają na morfinie. Najlepszą opiekę nad pacjentem umierającym w szpitalu zobaczyłam w Niemczech. Do dziś jestem pod wrażeniem. Tam cel – brak bólu, to jest jak świętość. Pacjenta nie może boleć, nie może cierpieć. Nie ma żadnych ograniczeń w podawaniu. Do skutku. Od tego czasu morfina jest dla mnie jednym z leków wszechczasów, cudownym  lekiem przy umieraniu. Gdy doszło do punktu, że pacjentowi nie można już było pomóc w żaden sposób, a zaczynała się faza cierpienia, podłącza się go do pompy z morfiną i dawka jest podawana tak długo w górę, aż przestaje boleć lub ustępują duszności. Nie ma mowy o przedawkowaniu, czy żałowaniu pacjentowi morfiny, z czym spotykałam się w Polsce. Pacjent ostatnie dni spędza być może cały czas przysypiając lub w pół-śpiączce, ale na pewno bez cierpienia. Życzyłabym tego wszystkim umierającym pacjentom w Polsce.

25. Oczywiście jest dużo więcej różnych materiałów i pomocy, nie oszczędza się np. na rękawiczkach, co przerabiałam w Polsce. W ostatniej klinice od razu dostałam np. zegarek pielęgniarski, żeby mierzyć puls pacjentom.

26. Istnieją pielęgniarki tzw. „lotne”. To takie pielęgniarki, które nie mają stałego oddziału, zawsze wskakują na ten oddział, gdzie akurat brakuje ludzi. Zarabiają trochę więcej niż reszta pielęgniarek, ale mają elastyczną pracę. Niektórym to odpowiada.

27. To co dla mnie, polskiej pielęgniarki było niesłychane, to pisemne, oficjalne donoszenie na koleżanki. Byłam tym zszokowana. W Polsce jest epidemia obgadywania i krytykowania za plecami, a tam pisane jest oficjalne pismo do przełożonego, że np. ktoś robi nagminnie błędy w lekach i jest to zagrożeniem dla pacjentów. Taka osoba wówczas jest wzywana do przełożonego i musi zmienić postępowanie. Zdarzył się ekstremalny przypadek, że koleżanka , długoletnia pielęgniarka, została zdegradowana do poziomu pomocy pielęgniarskiej, a to oznaczało, że nie mogła pracować samodzielnie, musiała zawsze mieć koleżankę, która ją kontrolowała. Jeśli w jej zachowaniu nastąpi poprawa, to ma szansę powrotu do normalnej pracy na swoim stanowisku. To w Polsce jest chyba nie do pomyślenia…

28. Dokumentacja. W segregatorze, w którym są karty gorączkowe i karty zleceń lekarskich są dostępne kolorowe paseczki, które można wyciągać długopisem (to taki biurowy gadżet) i wykorzystując te paseczki oznacza się np. kolorami różne czynności. Np. kolor czerwony, to nowe zlecenie lekarskie i wtedy każdy lekarz, który coś zmienił w zleceniach musiał wysunąć czerwony paseczek, dzięki czemu każda zmiana nie musi przeglądać tych samych dokumentów, bo od razu jest widać, gdzie są zmiany. Jeśli np. był to pacjent gorączkujący, można było wysunąć żółty kolor, jeśli był pacjent z insuliną to znowu inny, pacjenci u których trzeba było mierzyć RR, też mogli mieć swój kolor, itd. Czynności i kolory były łatwe do ustalenia. Na początku było mi ciężko się do tego przyzwyczaić, ale po czasie doceniłam prostotę tego rozwiązania.

29. Teraz pracuję w klinice zinformatyzowanej, cała dokumentacja jest w systemie i nie ma żadnej dokumentacji papierowej. Jest to dla mnie duże wyzwanie, ale też szansa na rozwój. Przekonałam się, że jakość i trzymanie się standardów oszczędza czas i pieniądze, czego nie potrafią zrozumieć niektórzy włodarze w Polsce. W tej chwili pracuję na nowoczesnych komputerach, mobilnych, z którymi mogę wjeżdżać do sali pacjenta i na bieżąco wszystko dokumentować i sprawdzać.  Coraz bardziej się do tego systemu przekonuję, minimalizuje on możliwość zrobienia błędu prawie do minimum, zlecenia lekarskie widzę na bieżąco, raporty są w komputerze.

30. Każda klinika ma system oceny sprawności i stanu ciężkości pacjenta (osobiście tego w Polsce nie robiłam), ma on przeróżne formy. Ocenia się pacjenta w skali od A1 do A4, gdzie A1 to pacjent chodzący, „lekki”, a A4 pacjent leżący w łóżku, wymagający np. regularnej zmiany pozycji, mycia w łóżku itd. Są specjalne kryteria, według których ta ocena przebiega. W klinice, w której obecnie pracuję nie ma takiego systemu, ale jest system LEP, w którym klikam każdą czynność, którą zrobiłam w ciągu dyżuru, a która trwała dłużej niż 3 minuty. Też są różne kategorie i na początku myślałam, że ten system mnie chyba pokona :), natomiast teraz, z upływem czasu, gdy zaczynam się w nim odnajdywać, to doceniam, że widać moją realną pracę oraz to, który pacjent wymaga więcej czasu i uwagi.

31. Jak wiadomo, w Niemczech przypada przeszło 14 pielęgniarek na 1000 mieszkańców, a w Polsce 5, więc różnicę w opiece widać. Normalna obsada pielęgniarska na dyżurze to nie więcej niż 10 pacjentów na pielęgniarkę, w obecnej klinice oddział ma 28 łóżek, a norma to 4 pielęgniarki plus dodatkowe osoby, np. uczniowie szkół medycznych. 3 pielęgniarki to absolutne minimum i zawsze szukają jakiegoś ucznia, albo kogoś z zewnątrz do pomocy. Najczęściej opiekuję się 6-8 pacjentami.

32. W Niemczech przyszli lekarze na pierwszym roku studiów muszą odbyć praktykę pielęgniarską w szpitalu (chyba nie do pomyślenia w Polsce), trwa to chyba 1 miesiąc i w tym czasie robią, to co każdy uczeń: myją pacjentów, podkładają baseny, opróżniają kaczki, rozdają jedzenie, chodzą na dzwonki, itd. Widzą od wewnątrz, jak wygląda nasza praca i to w nich zostaje na zawsze. Przekłada się to na kompletnie inną współpracę przyszłego lekarza z pielęgniarkami. Lekarze niemieccy dużo lepiej odnajdują się w codziennym życiu oddziału, można powiedzieć pomiędzy basenami i kaczkami :). Są bardziej samodzielni i nie oczekują, że pielęgniarki będą ich wyręczać. Są bardziej nastawieni na pracę zespołową.

 

Dziękujemy,

Zespół Pielęgniarek Cyfrowych

 

Proszę zostaw odpowiedź

4 komentarze do wpisu „Praca Pielęgniarki w Niemczech, cz. II”

  1. Dziwne ze jeszcze żaden student medycyny tego nie skomentował ale w Polsce również od wielu lat studenci po pierwszym roku odbywają praktyki pielęgniarskie w szpitalu.

    • A praktyki te polegają na jak najlepszym ukryciu się, aby tylko nic nie robić. Na chirurgii fajnie jest też pójść na salę operacyjną niby obserwować zabieg – PO PIERWSZYM ROKU! Czas na to jest, ale w dalszych latach nauki.
      Za takiego studenta w Polsce właściwie nikt nie odpowiada, zostaje przysłany niby do pielęgniarek i tyle. A dlaczego pielęgniarka ma się kimś takim zajmować, jeśli ten ktoś tylko kombinuje jak wyjść i długo nie wracać.
      Owszem, zdarzają się studenci, którzy chcą się nauczyć, pytają, obserwują, pomagają. A wtedy i pielęgniarka chętnie nauczy, opowie, wytłumaczy. Ale to naprawdę wyjątki.

    • Prawda, studenci lekarskiego na 1 roku odbywają podstawy pielęgniarstwo natomiast wówczas obijają się i unikają pomocy. Szkoda też, że nie ma wyznaczonej konkretnej pielęgniarki do szkolenia takich studentów i poświęcenia im szczególnie uwagi, może wówczas zauważyli by pracę pielęgniarek. A tak po prostu kręcą się gdzieś między nogami bo najczęściej nie ma czasu aby im pokazać, wytłumaczyć i dac możliwość zrobienia czegoś.

  2. W Polsce studenci I roku lekarskiego też odbywają praktyki z pielęgniarstwa 😉 Mają nawet przedmiot związany z podstawami pielęgniarstwa, prowadzony przez pielęgniarki gdzie uczą się m.in. wkłuć, cewnikowania, pobierania krwi.

Skomentuj Daria Anuluj pisanie odpowiedzi

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.