Historia mojego pielęgniarstwa

Historia mojego pielęgniarstwa

„Motyle”


Moi pacjenci są delikatni i krusi. Tacy bezbronni i mali w obliczu tego co ich spotkało.  Jestem przy nich. 

Obserwuje ich fanatycznie całymi godzinami, jak z pod tego całego osprzętowania spalają się w walce o swoje życie. Żadnych ruchów tylko kolorowe szlaczki sygnałów przebiegające tanecznie po monitorze. 

Przechowuje ich bezpiecznie niczym w słoiku, chroniąc przed resztą złego świata. 

Dbam o każdy najmniejszy szczegół, stabilizuje, opatruje rany. 

Mówię do nich mimo, że nie odpowiadają.

Czekam, aż będą gotowi pokazać się na nowo któremuś ze światów. 

Potem, albo płaczemy, albo śmiejemy się razem.

****

Tego dnia spotkałam Ją na bloku operacyjnym. We wstępnym wywiadzie wpisano oschle. „Zawód: nauczycielka. Rodzaj zabiegu: mastektomia”.

Razem z anestezjologiem przetransportowaliśmy Ją na salę operacyjną. Stary wózek, który pamiętał jeszcze czasy gierkowskie piszczał niemiłosiernie. Leżała sztywno, blada ze strachu i spocona. Drobna. Miała rozbiegane oczy i trzęsące się ręce. Czyjaś matka, przyjaciółka, może nawet babcia. Dużo mówiła. Nie mogła przerwać monologu jednoczesnych pytań i odpowiedzi. W końcu wystrzeliła jak z procy.
– A jakie pani skończyła liceum?
– IX LO- odpowiedziałam mechanicznie.
– Ooo to moja szkoła!- wykrzyczała z niepohamowanym entuzjazmem.
– To jedno z najlepszych szkół w mieście – skwitował celnie anestezjolog.
– Tak właśnie mi się wydawało, że taka znajoma twarz – odparła kobieta wpatrując się w moje oczy, bo resztę przykrywała maska i kolorowy czepek.- Niech pani jeszcze raz powtórzy nazwisko… A tak! No przecież pamiętam cię. Siedziałaś w pierwszej ławce po lewej stronie! – próbowała mnie złapać trzęsącą się dłonią, kiedy ja zakładałam mankiet do mierzenia ciśnienia. – No tak. Kasia, Kasieńka…- powtarzała, jak mantrę.

Anestezjolog nachylił się nad nami i udzielił jeszcze raz krótkiej informacji odnośnie zabiegu i zaczęliśmy znieczulenie. Podałam leki. Nauczycielka powoli zasnęła. Intubacja przeszła bez komplikacji. Szybki znak do operatorów. Chirurg przekazał instrumentariuszce czas rozpoczęcia zabiegu do wpisania w protokół.
– Nie znam tej kobiety – nawiązałam ponownie rozmowę z anestezjologiem. Nie znam, ale rozumiem. Ja zapewne wiedząc, iż teraz rozstrzyga się sprawa o moje zdrowie i życie, też chciałabym poczuć bliskość znanej mi osoby. Niech myśli swoje. Będzie jej miło.- podsumowałam.
Anestezjolog popatrzył na mnie badawczo i zadał pytanie, które wyryło ślad w mojej pamięci i wpłynęło na resztę mojego życia.
– Jak to się stało, że po skończeniu tak prestiżowego liceum zostałaś pielęgniarką?
Oniemiałam. Zakładałam akurat drugie dojście dożylne u pacjentki, więc wycedziłam tylko oburzona, że przecież ja kocham swoją pracę. Anestezjolog parsknął i zripostował.
– Ja też lubię ŁAPAĆ MOTYLE, ale przecież trzeba z czegoś żyć na miłość boską.

****

Dzisiaj wspominam to zdarzenie sprzed ponad dekady, pijąc ciepłą herbatę na dyżurze, gdzieś w Skandynawii. Oczywiście obserwuję moje motyle. Jedno trzeba przyznać. Mój kolega ma niestety rację.

W Polsce ŁAPANIE MOTYLI nigdy nie będzie opłacalne…

K.

Proszę zostaw odpowiedź

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.